Od pierwszych rzutów nadziałem się na haczyk

Od pierwszych rzutów nadziałem się na haczyk

O idei disc golfu, jego uniwersalności oraz szansach olimpijskich rozmawiamy z Krzysztofem Sadomskim, brązowym medalistą Mistrzostw Polski.

 

Ortopedia sportowa: Czym jest disc golf?

Krzysztof Sadomski: Jak sama nazwa wskazuje, to połączenie słów: disc i golf.

Golf – ponieważ zasady są jak w golfie. Tylko że tam mamy kij, piłeczkę i dołek, do którego trzeba trafić przy pomocy jak najmniejszej ilości uderzeń. Natomiast w disc golfie jest dysk, którym rzucamy, a naszym celem jest metalowy kosz. I to do niego trzeba trafić jak najmniejszą liczbą rzutów.

Pierwszy rzut wykonuje się z pola startowego zwanego „tee”. Jeżeli się nie uda trafić, to wędrujemy w to miejsce, gdzie upadł dysk i stamtąd mamy na przykład 40 metrów do kosza. Ponownie staramy się podrzucić do niego. Jeśli ten też nie trafi, to próbujemy trzeci raz. Takie pole ma 18 koszy, wędruje się przez nie, a na koniec wynik się sumuje.

OS: W jaki sposób jest zatem ustalana punktacja?

KS: Na przykład, jeżeli kosz jest na 100 metrach, nie ma wybitnych przeszkód i jest otwarta przestrzeń, to będzie miał par 3. Par to przewidziana ilość rzutów na każdy kosz. Jeżeli zrobimy to w 3 podejściach, to dostajemy 0 punktów. Lepiej jeszcze, jak na przykład trafimy w dwóch rzutach, to wtedy mamy „birdie” i dostajemy -1 punktów. Jeżeli zaś kosz zrobimy w 4 rzutach, to mamy plus jeden i to się nazywa „bogey”. Potem może być „double bogey”, „triple bogey”, itd. Generalnie dużo łatwiej w tym sporcie jest stracić, niż zyskać.

OS: Disc golf nie jest w Polsce jeszcze tak bardzo popularny. Jak Pan złapał tego bakcyla?

KS: Wspólnie z bratem zaczęliśmy pracę w jednym hotelu na Mazowszu, w sporcie i rekreacji. Jednocześnie brat poznał człowieka, który zaczynał promować disc golf w Polsce. Namówił ludzi w hotelu, by stworzyli jedno z pierwszych profesjonalnych pól, ponieważ dysponowali wspaniałym terenem, co i też zrobili.

Tymczasem brat opowiedział mi, czym jest ta gra – moją reakcją było „COOO?”. Szczerze mówiąc, to właśnie w tłumaczeniu zasad dostrzegam problem, że disc golf nie jest jeszcze tak popularny. Ale później przyjechałem odwiedzić brata, powiedział: „chodź, pokażę ci, zobaczysz że ci się spodoba”. I rzeczywiście miał rację. Od pierwszych rzutów czułem, że złapałem haczyk, że to będzie coś, co na pewno mi się spodoba. No i potem lawina poszła, codziennie rundka, później dwie i tak jestem tu, gdzie jestem.

 

OS: Czyli brązowym medalistą Mistrzostw Polski. Jakie to uczucie?

KS: Bawię się w ten sport od paru lat. Przez długi czas było trochę lepszych graczy ode mnie. Wróciłem do Polski po pobycie w Chinach, gdzie miałem przerwę w graniu, ale potem znów zacząłem trenować. W sumie byłem czarnym koniem tych zawodów. Nikt się nie spodziewał, że tak wysoko uda mi się wejść. Obstawiano, że może dotrę do ósemki, a tu proszę, tak cichaczem w finale przemknąłem się, aż do miejsca trzeciego. Więc uczucie jest bardzo przyjemne.

Od tamtej pory mam dużo większą chęć grania. Widać, że treningi dają efekty. Czasami jest tak, że człowiek się przygotowuje, zagra słabszy turniej, i ten diabełek na ramieniu zaczyna mu podpowiadać, co ja w ogóle robię, czy powinienem w ogóle w to grać. A tu nagle dostałem takiego kopa, który sprawił, że mam na ten rok po prostu masę energii do grania.

 

OS: I dzięki temu jest Pan notowany w rankingach światowych.

KS: To wygląda trochę inaczej. Międzynarodowe stowarzyszenie graczy disc golfa, PDGA – Professional Disc Golf Association, prowadzi specjalną bazę zawodników. Nadają numer, który definiuje cię w społeczności. Kiedy ja się rejestrowałem, w roku 2015, to dostałem 78337. Czyli od początku istnienia tej bazy, a to będzie już ponad 20 lat, 78336 ludzi się zarejestrowało. Teraz, w 2021, ludzie którzy się tam zapisują, mają numery ponad 174700. Przyrost nowych graczy jest błyskawiczny. Ma w tym też udział pandemia.

Jeżeli posiada się ten numerek, to każdy oficjalny turniej, który się gra, daje ci tzw. rating. Jest to wartość liczbowa. Najwyższa obecnie na świecie, którą ma Richard Wysocki, jest w okolicach 1060. Najlepsi gracze w Polsce mają 970, ja mam prawie 930.

Rating definiuje poziom twojej gry. Na przykład gra się turniej, trzy rundy. Pierwszą się zagrało świetnie, i to ci dało rating 950. W drugiej źle się czujesz, jesteś głodny, pada deszcz, wieje, i grasz dużo słabiej, a inni grają zaskakująco dobrze, to będziesz miał rating niższy, 900. W trzeciej też masz 900. Ostatecznie rating to będzie średnia z tych wartości. I tak dla wszystkich oficjalnych turniejów.

 

OS: Powiedział Pan, że disc golf rozwinął się dzięki pandemii.

KS: Jest to jeden z niewielu sportów, który w trakcie COVID w zasadzie kwitnie. Koronnym przykładem tego jest Warszawa, w której przed pandemią było kilkunastu graczy zarejestrowanych na PDGA, a teraz jest ich ponad 80. Dlaczego tak się dzieje? Myślę, że jest to sport bardzo indywidulany. Co prawda idzie się w grupkach – nazywają się flightami – składającymi się maksymalnie z 4-5 osób. Jednak nikt się specjalnie do nikogo nie zbliża, staramy się nie przeszkadzać sobie w rzutach. Nasz wynik zupełnie nie zależy od innych graczy, większość gry spędzamy walcząc sami z sobą. Wszystko zależy od nas. Jest to taki fajny sposób pokonywania siebie. I w kontekście pandemii o ten indywidualizm chodzi, że jest to po prostu bezpieczne. Ludzie są w tej chwili niesamowicie głodni takich aktywności, które nie są zakazane.

 

OS: Przez dwa lata przebywał Pan w Chinach. Tam również grał Pan w disc golfa?

KS: Kiedy w 2017 pojechałem do Chin, to początkowo miałem przerwę z graniem. Działo się tyle nowych rzeczy i miałem tyle nowych miejsc do odwiedzenia. Byłem też po kontuzji czaszki, która na pewien czas uniemożliwiła mi taką aktywność. W tym czasie trochę zwiedziałem, zacząłem też prowadzić fanpage Państwo odŚrodka.

Natomiast w pewnym  momencie gdzieś wyczytałem, że ktoś będzie organizował turniej disc golfa w Nankinie, mieście które jest tak mniej więcej 2000 kilometrów

od miasta, gdzie mieszkałem, czyli Fuzhou. Stwierdziłem, dlaczego by nie, może pojadę, zobaczymy co się wydarzy…

Pojechałem, wygrałem ten turniej. Tam był jeden Australijczyk, jeden Fin, chyba jeden Amerykanin, paru Chińczyków. Nie były to gigantycznie obsadzone zawody; miałem ze sobą tylko dwa dyski. Zagrałem po prostu bardzo solidnie.

Inny traf chciał, że był tam właściciel największej firmy produkujące dyski w Chinach i on stwierdził: „ojej, ale ty super grasz! Damy Ci sponsoring. Będziesz nosił tylko naszą koszulkę na zawodach, a my ci tu dajemy plecak, 26 dysków”.

Każdy dysk kosztuje na przykład w przedziale 50 – 70 zł. Więc to nie było takie byle co.

Ucieszyłem się niesamowicie i od razu postanowiłem, że muszę znowu grać. Stwierdziłem, że spróbuję połączyć to z odkrywaniem. W ten sposób zagrałem w sumie na trzech różnych polach w Chinach.

Robiłem sobie treningi w Fuzhou, co nie jest łatwe, bo jak wiadomo, Chińczyków jest trochę, więc ciężko jest znaleźć pustą przestrzeń. Trafiłem na szczęście na park i tam udawało mi się ćwiczyć.

Pojechałem jeszcze na dwa turnieje. Jeden był na Tajwanie. Tam była absolutnie fantastyczna społeczność, grająca dużo dłużej niż ta w Polsce i myślę, że stojąca na wyższym poziomie rozgrywek. Graliśmy w parku nad Morzem Filipińskim, jednak można było się czuć, jakby to był już Ocean Spokojny. Inny turniej był w Tajlandii, pośród palm, gdzie nie było profesjonalnych pół startowych, tylko rzucało się zza linii wyznaczonej przez dwa kokosy.

Trochę przygód disc golfowych miałem w Azji, więc dużo mi to dało jako zawodnikowi.

 

OS: Jak wygląda codzienny trening?

KS: W disc golfie są dwa rodzaje przygotowania. Po pierwsze, trenuje się pewne rodzaje rzutów. Na przykład idzie się na łąkę i mówi: będę dziś trenował długie rzuty, tzw. drive, czyli ponad 100 metrów za każdym razem. Innego dnia się idzie i ćwiczy putty – najkrótsze rzuty, te już do kosza, bardzo trudne technicznie. Trzecim rodzajem rzutów są tzw. approache – czyli podchodzenie pod kosz. Każdy z tych elementów wymaga osobnego treningu. I jest tu tyle części składowych, że jak się pracuje nad jedną, to druga zaczyna słabnąć. Forma zawodnika to część wypadkowa tych aktywności.

Drugi rodzaj treningu to trening przed samym turniejem. Mistrzostwa Polski były w Chorzowie, w Parku Śląskim. Nigdy bym nie zajął trzeciego miejsca, gdybym tam nie pojechał dzień wcześniej i nie ograł pola. Jedzie się i widzi: pole jest w parku, jest dużo drzew. To znaczy, że nie będzie tak strasznie wiało. Nie ma różnicy wysokości, to też ma znaczenie. To taka strategia układana przed samym turniejem.

Ten sport jest dość egalitarny jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne – niezależnie od niego, wszyscy będą w stanie na jakimś poziomie zagrać. Oczywiście, w pewnym momencie jak chcesz poprawić formę, to musisz troszkę zacząć ćwiczyć. Ale ani godzina biegania, ani godzina siłowni nie jest wymagana, natomiast ja się staram być formie. Robię ćwiczenia rozciągające, pracuję też nad plecami, nad motoryką.

 

OS: Czy disc golf jest kontuzjogenny?

KS: Nie widziałem badań, które zajmowałyby się kontuzjami w disc golfie. Przypuszczam, że może tak się zdarzyć przy dalekich rzutach. Przy nich całe ciało musi się w pewnym sensie zgiąć jak sprężyna, żeby potem ten dysk wyrzucić z całą siłą. Wydaje mi się, że właśnie w tym momencie jest szansa na wystąpienie kontuzji, przeciążeń pleców, kolan. Oczywiście, można też oberwać dyskiem. Natomiast to jest żelazna zasada w każdym regulaminie przed zawodami, że jeżeli ktokolwiek jest przed nami na fairwayu – na polu grania – to nie rzucamy.

OS: Jednak po Mistrzostwach Polski miał Pan pewien problem zdrowotny.

KS: Tak, ale to nie była wielka kontuzja – przeciążenie prawego barku, z jakimś delikatnym stanem zapalnym. Jestem leworęczny, więc u mnie powinno być przeciążenie lewego barku, natomiast wyszło coś w prawym. Całe dwa dni spokojnie sobie grałem, a jak później okazało się, że jestem w finale, i to tak dość bezpiecznie, to radośnie sobie postanowiłem podskoczyć z wyciągniętymi rękami. Niestety wykonałem to w miejscu, gdzie był mały dołek, więc spadałem dużo dłużej, niż mi się wydawało. I to sprawiło, że źle wylądowałem i miałem problem z barkiem. Na szczęście nie okazało się to tak poważne. Wystarczyły naświetlania, by wrócić do formy.

OS: Disc golf to drogi czy tani sport?

KS: Bardzo tani. Cały sezon by można zagrać dwoma-trzema dyskami. Potrzebny nam jest po jednym: Putter do krótkich rzutów, Mid range do średnich, Driver do długich. Oraz plecak, by gdzieś je trzymać w trakcie zawodów.

Potem to się rzecz jasna komplikuje, tych dysków jest więcej, są takie do rzucania pod wiatr, z wiatrem, różne plastiki – na przykład na mokre warunku, na suche. Są zawodnicy, którzy potrafią mieć po 30, 40 dysków w plecaku.

Natomiast na start jest to wydatek w wysokości 150 zł i jesteśmy w zasadzie gotowi na cały sezon. Są turnieje bez wpisowego, są turnieje, gdzie jest ono wymagane, ale zwykle wynosi w granicach 50 złotych, co nie jest dużą sumą.

 

OS: Disc golf to temat-rzeka, a jednocześnie bardzo przyszłościowa dyscyplina. Jest szansa, by kiedyś zagościła na Igrzyskach Olimpijskich?

KS: W najbliższych latach jeszcze nie będzie, ale myślę że jak najbardziej może być. Są takie kraje, gdzie jest bardziej popularny niż na przykład koszykówka – chociażby w Finlandii. Tam te liczby idą w setki tysięcy grających, zawsze ma się do pola mniej niż kilka kilometrów. Są takie kraje, gdzie przyjęło się mocno, na przykład Czechy. Myślę że i u nas odpali w pełni, a jak podbije świat, to się stanie sportem olimpijskim. Jest dużo bardziej widowiskowy niż na przykład golf, ponieważ widać dysk, a piłeczkę już ciężej. Publika też się znajdzie.

OS: Pana największe disc golfowe marzenie?

KS: Jestem zawodnikiem, który troszeczkę późno zaczął w to grać i myślę, że wkrótce przyjdą młodzi gniewni, którzy tymi starszymi zamiotą podłogę. Chciałbym jeszcze te dwa-trzy lata powalczyć na najwyższym poziomie w Polsce, podskoczyć w swoim raitingu i ewentualnie wystartować w jakimś turnieju zagranicznym, być może na Mistrzostwach Europy Środkowej. Na tegorocznych Mistrzostwach Polski chciałbym poprawić swój wynik, co na pewno łatwe nie będzie, bo tych graczy, którzy ostrzą sobie zęby na sukces, jest co roku zadecydowanie coraz więcej.

 

OS: Trzymamy zatem kciuki i dziękujemy za rozmowę!